Ależ proszę szanownego pana, pan mnie nie zrozumiał. Ja
jestem głęboko nieszczęśliwa, co nie oznacza, że jestem nieszczęśliwa
powierzchownie. Przecież widzi pan uśmiech na mej twarzy, staranną fryzurę,
dopasowany żakiet i rajstopy bez oczka.
Czy zauważa pan jakiś rozciągnięty sweter, połamane paznokcie czy ślady łez na
policzkach? Otóż nie.
Niech pan mi nie przerywa. Wiem, że chce pan powiedzieć, że
nie panu to oceniać, że powinnam iść do kogoś kto się na tym zna. Co prawda
myślałam, że pan jest osobą znającą się na rzeczy, ale skoro jest pan tylko
przypadkowym przechodniem to również się pan nada. Nawet bardziej.
Od czego mogłabym zacząć? Przepraszam bardzo ,dużo myśli
kłębi się w mojej głowie. Zna pan to uczucie? Nie zna pan. Och, szkoda. Ale
może to nawet lepiej, oceni pan mnie chłodno, nie będzie pan miał dla mnie
współczucia skoro jesteśmy tak różni. Nie zrozumie pan mojego toku myślenia,
nie będzie chciał mnie pan zaprosić na kolejną lampkę wina. Po co, skoro się
nie rozumiemy? Ale niech pan słucha, słuchać pan na pewno potrafi.
Wie pan, dużo śpiewam. Nie, to nie mój zawód. Och,
przepraszam, że się śmieję, ale zrozumiałby mnie pan, gdyby chociaż raz słyszał
mój wokal. Nie umiem śpiewać, dobrze się pan domyśla. A mimo wszystko śpiewam.
Często, głośno i bez żadnych oporów. Dlaczego? Bo to lubię. Powód banalny, ale
jak myślę zrozumiały. Wiem, że może się pan powoli gubić w moim monologu, więc
śpieszę z wyjaśnieniem. Często słyszę, że nie umiem śpiewać. Nic nadzwyczajnego,
sama wiem o tym doskonale. Ale sprawia to, że czuję się nieszczęśliwa.
Ludzie nie rozumieją, że ktoś może robić coś bo to lubi. Domyślam
się, że może to lekko ranić ich uszy, ale czy tak trudno prosić o odrobinę
zrozumienia? Mówią mi, że mam wszystko. Głupia nie jestem, jak sam pan może
zauważyć. Szkarada ze mnie żadna. Może gdybym była brzydka pozwalali by mi
śpiewać ze współczucia? Szkoda tracić czasu na gdybanie, niestety jestem ładna.
Posiadam dobry zawód, nieistotne jaki proszę pana, niech pan sobie nie zaprząta
głowy szczegółami. Do szczęścia brakuje mi tylko tej małej umiejętności.
Uczyć się śpiewu, mówi pan? To byłaby dobra rada gdyby nie
to, że próbowałam tego już dawno temu. Jestem beznadziejnym beztalenciem.
Trudno, muszę z tym żyć. Śpiewać będę i tak, pomyślałam. Tylko, że ludzie
pomyśleli inaczej. Tak, chyba to sprawia, że jestem nieszczęśliwa. Inni
podcięli mi skrzydła. Wredni Ci ludzie, nie uważa pan?
Ma mnie pan za wariatkę? Nie pan pierwszy. Mam wszystko. Pan
również to powiedział. Jak ja dobrze znam dźwięk tego zdania. Każda głoska,
każdy akcent. A akcentuje pan szalenie poprawnie, to muszę przyznać.
Może się pan zdziwi, ale zazdroszczę z całego serca tym,
którzy nie mają nic. Mogą oni zdobywać coraz to nowsze rzeczy, umiejętności,
znajomości. Cieszą się, znają szczęście. A ja? Mam wszystko, więc logicznym
rozwiązaniem tego równania jest wniosek, że nie muszę i nie mogę zdobywać
niczego nowego. W moim życiu nie ma miejsca na szczęście. Chociaż skoro mam
wszystko to powinnam mieć i je. Och, coś jest nie tak z tym równaniem, ale nic
w tym dziwnego. Zawsze byłam nogą z matematyki.
Pan jest księgowym! Doskonale. No niech pan powie, czy to
może być tylko przypadek? Skoro już pan tu siedzi, pije wino na mój koszt i
słucha mojego smętnego wywodu, byłby pan tak miły i jeszcze, w ramach dobroci
serca, rozwiązał to równanie? Myślę, że jest to kluczowe i niezbędne dla
zrozumienia przyczyny mego żałosnego stanu ducha.
Przecież szczęście nie jest potrzebne do życia. To zdanie padło
z pańskich ust. To nowa perspektywa, przyznam, nieco zaskakująca i dziwna.
Gdybym nie miała płuc czy wątroby spawa byłaby bardziej
problematyczna. Ach, trafna uwaga. A tak szczęście… jego brak mi nie zagraża.
Myślę, że nie czytał pan wiele książek czy wierszy o samobójstwach wrażliwych artystów,
ale to przemilczmy.
Księgowy. No tak. Myślę, że łatwiej byłoby mi się dogadać z
jakimś pisarzem czy aktorem, ale punkt widzenia księgowego też może być…przydatny.
Dziękuję panu za poświęcenie swojego cennego czasu. Ale musi
pan przyznać, wino było znakomite. Półwytrawna Portada. Nie smakowało panu?
Och, przykro mi bardzo z tego powodu.
Cóż, dziękuję raz jeszcze. I czego mogę panu życzyć? Skoro
już ustaliliśmy, że szczęście jest zgoła przereklamowane, znaczy się, pan
ustalił, to chyba najbezpieczniej będzie, jeśli pożyczę panu zdrowych płuc i
wątroby.
Po co komu szczęście…ciekawe, ciekawe.
Żegnam pana.