Tumpalumpy to istoty,
Które po świecie tym,
Lub nie tym jeszcze,
Tuptały bardzo dawno.
Och, dawno, wierzcie.
Jak wyglądały?
Niełatwe pytanie.
Trochę miały z łosia, ze słonia,
Może i z zająca czy myszy.
Można też dołożyć i żyrafę i konia.
Czy były wielkie czy
małe,
Nie wiem.
Wiem, że były piękne.
Kolorów wszystkich świata tęczy.
Co się z nimi stało, zapytasz?
A oto historia ciekawa.
Niewielu ją zna,
Oj niewielu,
A jak już ktoś zna,
To skąd wiesz,
Czy prawdziwa?
Tumpalumpy mieszkały w chmurach,
Nie przeszkadzając nikomu,
No, może tupały trochę kopytami.
Ale to przecież nic wielkiego wcale.
Och, drogi szkrabie,
A oto smutna historia.
A jednak, z morałem.
Tupały Tumpalumpy,
Dreptały, śpiewały,
Jadły same słodkości,
Pisały wiersze trąbami,
Grały na wiolonczelach
Z wiatrów uszytych.
Nie chrapały wcale,
Chmur nie niszczyły.
Bo, to trzeba powiedzieć,
Szalenie mądre były.
I pewnego dnia,
Gdy tak grały, pisały,
Zjawił się ktoś dziwny,
Ktoś całkiem nieznany.
On ani trąby nie miał,
Ani kopyt.
Kolorów na jego ciele
było tyle
Ile na jednym z ich rogów. Mało.
Dziwna istota,
Ogólnie rzecz biorąc całą.
Lecz Tumpalumpy,
Uprzejme istoty z natury,
Nie wyśmiewały się z niego
Chciały mu wręcz pomóc.
Obalając wszelkiej
Trudnej filozofii mury.
Aby napisał cokolwiek,
Ubarwił się trochę.
Lecz ten,
Jakiś dziwny,
Spojrzał na Tumpalumpy spod łba,
I zaczął, rzucając pióro w chmury,
Okrążać je dookoła.
Gdy je obejrzał,
Zazdrośc niemała
Chwyciła jego móżdżek
Niestety, dość mały.
Zaczął się śmiać szyderczo,
Kolory wyszydzać,
Na trąby i rogi narzekać.
Tumpalumpy na to,
Zdziwione jak nigdy.
Każdy bowiem, wiadomo na co dzień,
Jest z najinniejszych
inny.
Po co wyszydzać,
Śmiać się, narzekać?
Przecież to nic jest złego.
Tak je Pan Bóg stworzył.
Powiedziały to jemu,
Na co on zgnębiony,
Wykrzyknął do nich,
Że są dziwaki, potwory.
Tumpalumpy wiedziały,
Przecież każdy dziwny.
Lecz on, tak był wściekły,
Na tę piękną dziwność,
Że począł je strącać z chmur,
Po kolei.
Po co?
Dlaczego?
Odpowiedź nieznana.
Lecz kim był ten ktoś, powiesz.
To już jest proste.
Człowiek.
Co się stało z Tumpalumpami?
Niektóre,
Do chmur tak bardzo przyzwyczajone,
Spadłszy na ziemie,
Pomarły, bo kolory straciły
Od stania na głowie,
Próby przekręcenia świata na swoje.
Inne, nie spadły.
Zgubiły się w atmosferze ciężkiej.
Do dziś tam fruwają,
Meteoryty piękne.
Ostatnie zaś
Nie zginęły wcale.
Ubrały nogi, ręce,
Zgubiły trąby.
Straciły też chwałę.
Co z nimi teraz?
Och kochany malcu,
Widzisz ich właśnie.
Jednego przynajmniej.
Tumpalumpy to wszyscy marzyciele świata.
Poeci. Pisarze,
A także malarze.
Żyją do teraz.
I ja nim jestem.
Choć pozbawiona rogów wyobraźni,
Kolorów radości,
Czy weny kopytek.
Mam teraz głowę,
Dłonie,
Stopy,
I robaczkowy wyrostek.
Choć uwierz,
Nie jest on wcale potrzebny,
Do tworzenia piosnek.
Tumpalumpy żyją,
Nieraz wytykane,
Za to, co kiedyś
Pięknem było zwane.
Jaki jest morał
Wcześniej obiecany?
Nie zazdrość szkrabie.
Nie podcinaj skrzydeł.
Nie szydź.
Nie wytykaj.
Nie bądź jak
Człowiek tamten.
Po co, zapytaj.
Bo może kiedyś,
Może i za czas długi,
Bajki będą opowiadać
O poetach, pisarzach.
Dlaczego?
Dlatego,
Że inność jest tępiona.
Jak Tumpalump,
Powoli z nieba strącona.
I możesz czytać,
O wyobraźni,
Marzeniach.
Lecz jeśli ich nie masz
Proszę,
Innym nie odbieraj.
To jest tak urocze, tak kochane i mądre, że słów brakuje. Proponowałabym wydać w formie przepięknie ilustrowanej książeczki dla dzieci. A może i dla dorosłych:)
OdpowiedzUsuń