Siedzę w kryształowej
klatce.
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że wcale dobrze nie
jest.
Drzwi są szeroko otwarte.
Mogę wyjść w każdej chwili ,ale nie chcę.
Bo na zewnątrz jest tak…sztucznie.
Sztuczne reakcje, sztuczna troska, nawet sztuczna prawda.
Sztuczne relacje.
Jakby moja kryształowa klatka czekała na kogoś opakowana w
sztuczne, plastikowe pudełko.
A chciałabym żeby ktoś zawiesił ją na jakimś drzewie, na
polanie, na świeżym powietrzu.
Żeby cokolwiek było naturalne.
Żeby gest, który ktoś wykonuję nie wzbudzał moich podejrzeń,
nie musiał być poddawany testom autentyczności.
Bo w klatce jest trochę ciasno.
Ale wolę siedzieć tutaj z moją muzyką, moimi myślami, z
garstką ludzi, za którymi tęsknię, niż siedzieć w nawet największym plastikowym
pałacu z tą całą sztucznością. Z ludźmi, których znam od wielu, sztucznych lat,
którzy gdyby mogli sprzedaliby mnie za kilka sztucznych, nieprawdziwych
banknotów, ze sztuczną troską, ze sztuczną opieką, ze sztucznym światłem.
Klatka to moje schronienie.
Kryształ to filtr sztuczności.
A sztuczny świat niech sobie będzie.
Niech tańczy w sztucznych butach, niech śpiewa sztuczne
piosenki i niech się sztucznie uśmiecha. Niech jedzą sztuczne obiady w swoich
plastikowych posesjach, niech ronią sztuczne łzy.
Nikt im nie broni.
A ja siedzę sobie w mojej klatce. I wyjść nie zamierzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz