środa, 25 czerwca 2014

Już tęsknię

Nie bój się
Śpij spokojnie
Oddychaj głęboko
Nie zostawię Cię nigdy
Kupię klej
Złączę nasze dłonie
Nasze serca zszyje
Mocną nicią przyzwyczajeń,
Nadziei i wspomnień
Będę jak Twój cień
Razem z Tobą w bólu
Razem i w radości
Zaśnij snem głębokim
Nie obawiaj się
Będę przy Tobie
Zwiążę nas liną
Wypowiedzianych słów,
Złożonych obietnic
Połatam dziury
W naszych duszach
Każdą wspólną chwilą
Już nie przestraszy
Cię nigdy ciemność
Idziemy razem
Ramię w ramię
Śmiejąc się w twarz

Reszcie świata

czwartek, 15 maja 2014

„Gdy” miłe i nieznośne

Gdy znasz na pamięć czyjąś twarz
Gdy każde blisko jest daleko
Gdy każde daleko jest blisko
Gdy minuta to zdecydowanie mniej niż 60 sekund
Gdy słowa tylko komplikują
Gdy słońce jest idealnym towarzyszem
Gdy oczy błyszczą
Gdy budzik dzwoni zaraz po zamknięciu oczu
Gdy herbata niewypita a zimna
Gdy głowa boli tępym bólem
Gdy brzuch boli od śmiechu
Gdy włosy oklapnięte
Gdy włosy puszyste
Gdy ludzie ograniczeni
Gdy ludzie nietuzinkowi
Gdy prezenty z serca
Gdy głos się łamie od łez
Gdy człowiek samotny samotnością męczącą
Gdy człowiek sam bo lubi
Gdy noga ścierpnięta
Gdy siniak na kolanie
Gdy myśli wolne
Gdy woda idealnie ciepła
Gdy odcinek lędźwiowo-krzyżowy krzyczy
Gdy spodnie za ciasne
Gdy buty obtarły
Gdy oczy zapuchnięte
Gdy poduszka miło chłodna
Gdy śniadanie na stole o 6 rano
Gdy uciekam

Gdy wracam

sobota, 15 marca 2014

Odejścia i odejścia

Ludzie odchodzą
Po cichu
Na palcach
Wypływają razem z łzami
Odlatują razem z krzykiem

Odchodzą
Niezauważeni
Niekochani
Zamykając drzwi na klucz
Zostawiając nas samych

Odchodzą
Bo tak chcą
Bo zostali zmuszeni
Nie uśmiechają się na pożegnanie
Nie machają drżącymi palcami

Ludzie odchodzą
Zawsze tak było
Nigdy się to nie zmieni
Odchodzą wydając ostatni oddech
Odchodzą zmieniając ścieżki

Ludzie odchodzą
Od nas
Od zmysłów
Wariaci, szaleńcy
Ojcowie, matki

Ludzie odchodzą
Czy my odejdziemy?
Miejmy odwagę
Zostańmy


piątek, 14 marca 2014

Mój drogi

Tracę Cię przyjacielu.
Uciekasz mi zbyt szybko,
Chociaż już od dłuższego czasu.

Boję się przyjacielu.
W Twoich oczach widzę nieme zdziwienie,
Nic w nich z dawnego zaufania.

Smutno mi przyjacielu.
Wspólne spacery blakną w wspomnieniach,
Rozmowy są krótsze, mniej szczere.

Pusto mi przyjacielu.
Brakuje mi Twego śmiechu,
Tęsknię za Twymi łzami.

Przepraszam Cię przyjacielu.
Zgodziłam się na to,
Przystałam naiwnie, bezwiednie.

Proszę Cię przyjacielu.
Wróć.

Złap moją rękę.

wtorek, 31 grudnia 2013

Księgowy o szczęściu

Ależ proszę szanownego pana, pan mnie nie zrozumiał. Ja jestem głęboko nieszczęśliwa, co nie oznacza, że jestem nieszczęśliwa powierzchownie. Przecież widzi pan uśmiech na mej twarzy, staranną fryzurę, dopasowany żakiet i  rajstopy bez oczka. Czy zauważa pan jakiś rozciągnięty sweter, połamane paznokcie czy ślady łez na policzkach? Otóż nie.

Niech pan mi nie przerywa. Wiem, że chce pan powiedzieć, że nie panu to oceniać, że powinnam iść do kogoś kto się na tym zna. Co prawda myślałam, że pan jest osobą znającą się na rzeczy, ale skoro jest pan tylko przypadkowym przechodniem to również się pan nada. Nawet bardziej.

Od czego mogłabym zacząć? Przepraszam bardzo ,dużo myśli kłębi się w mojej głowie. Zna pan to uczucie? Nie zna pan. Och, szkoda. Ale może to nawet lepiej, oceni pan mnie chłodno, nie będzie pan miał dla mnie współczucia skoro jesteśmy tak różni. Nie zrozumie pan mojego toku myślenia, nie będzie chciał mnie pan zaprosić na kolejną lampkę wina. Po co, skoro się nie rozumiemy? Ale niech pan słucha, słuchać pan na pewno potrafi.

Wie pan, dużo śpiewam. Nie, to nie mój zawód. Och, przepraszam, że się śmieję, ale zrozumiałby mnie pan, gdyby chociaż raz słyszał mój wokal. Nie umiem śpiewać, dobrze się pan domyśla. A mimo wszystko śpiewam. Często, głośno i bez żadnych oporów. Dlaczego? Bo to lubię. Powód banalny, ale jak myślę zrozumiały. Wiem, że może się pan powoli gubić w moim monologu, więc śpieszę z wyjaśnieniem. Często słyszę, że nie umiem śpiewać. Nic nadzwyczajnego, sama wiem o tym doskonale. Ale sprawia to, że czuję się nieszczęśliwa.

Ludzie nie rozumieją, że ktoś może robić coś bo to lubi. Domyślam się, że może to lekko ranić ich uszy, ale czy tak trudno prosić o odrobinę zrozumienia? Mówią mi, że mam wszystko. Głupia nie jestem, jak sam pan może zauważyć. Szkarada ze mnie żadna. Może gdybym była brzydka pozwalali by mi śpiewać ze współczucia? Szkoda tracić czasu na gdybanie, niestety jestem ładna. Posiadam dobry zawód, nieistotne jaki proszę pana, niech pan sobie nie zaprząta głowy szczegółami. Do szczęścia brakuje mi tylko tej małej umiejętności.

Uczyć się śpiewu, mówi pan? To byłaby dobra rada gdyby nie to, że próbowałam tego już dawno temu. Jestem beznadziejnym beztalenciem. Trudno, muszę z tym żyć. Śpiewać będę i tak, pomyślałam. Tylko, że ludzie pomyśleli inaczej. Tak, chyba to sprawia, że jestem nieszczęśliwa. Inni podcięli mi skrzydła. Wredni Ci ludzie, nie uważa pan?

Ma mnie pan za wariatkę? Nie pan pierwszy. Mam wszystko. Pan również to powiedział. Jak ja dobrze znam dźwięk tego zdania. Każda głoska, każdy akcent. A akcentuje pan szalenie poprawnie, to muszę przyznać.

Może się pan zdziwi, ale zazdroszczę z całego serca tym, którzy nie mają nic. Mogą oni zdobywać coraz to nowsze rzeczy, umiejętności, znajomości. Cieszą się, znają szczęście. A ja? Mam wszystko, więc logicznym rozwiązaniem tego równania jest wniosek, że nie muszę i nie mogę zdobywać niczego nowego. W moim życiu nie ma miejsca na szczęście. Chociaż skoro mam wszystko to powinnam mieć i je. Och, coś jest nie tak z tym równaniem, ale nic w tym dziwnego. Zawsze byłam nogą z matematyki.

Pan jest księgowym! Doskonale. No niech pan powie, czy to może być tylko przypadek? Skoro już pan tu siedzi, pije wino na mój koszt i słucha mojego smętnego wywodu, byłby pan tak miły i jeszcze, w ramach dobroci serca, rozwiązał to równanie? Myślę, że jest to kluczowe i niezbędne dla zrozumienia przyczyny mego żałosnego stanu ducha.

Przecież szczęście nie jest potrzebne do życia. To zdanie padło z pańskich ust. To nowa perspektywa, przyznam, nieco zaskakująca i dziwna.

Gdybym nie miała płuc czy wątroby spawa byłaby bardziej problematyczna. Ach, trafna uwaga. A tak szczęście… jego brak mi nie zagraża. Myślę, że nie czytał pan wiele książek czy wierszy o samobójstwach wrażliwych artystów, ale to przemilczmy.

Księgowy. No tak. Myślę, że łatwiej byłoby mi się dogadać z jakimś pisarzem czy aktorem, ale punkt widzenia księgowego też może być…przydatny.

Dziękuję panu za poświęcenie swojego cennego czasu. Ale musi pan przyznać, wino było znakomite. Półwytrawna Portada. Nie smakowało panu? Och, przykro mi bardzo z tego powodu.

Cóż, dziękuję raz jeszcze. I czego mogę panu życzyć? Skoro już ustaliliśmy, że szczęście jest zgoła przereklamowane, znaczy się, pan ustalił, to chyba najbezpieczniej będzie, jeśli pożyczę panu zdrowych płuc i wątroby.

Po co komu szczęście…ciekawe, ciekawe.


Żegnam pana.

środa, 11 grudnia 2013

Trochę cukru poproszę

Trochę mnie boli
Ta przerwana, złota linka

Trochę uwiera
Ten zrzucony balast

Trochę krwawi
Moje mniejsze o kilka istnień serduszko

Trochę rażą
Już nie tak swojskie oczy

Trochę irytuje
Ten wymuszony śmiech

Trochę poraża
Ta nieobecność kontroli

Trochę zasmuca
Dźwięk słowa „pasujesz”

Trochę niszczy
Smak jabłkowych babeczek





środa, 9 października 2013

Dawniej? Nie kojarzę

Milczały.
Nie mając nic do powiedzenia.
Milczały.
Wspominając dawne rozmowy.
Milczały.
Przerażone tym, że dłoń nie pasuje już do drugiej dłoni.
Milczały.
Bo to było lepsze, niż sztuczne słowa.
Milczały.
Przesyłały sobie nieśmiałe uśmiechy. Jakby były sobie obce. Jakby poznawały się na nowo.
Milczały.
Słowa nie chciały wyjść z głowy, nie chciały przecisnąć się do ust.
Milczały.
A wokół było tak głośno.
Przestały milczeć.
Zwróciły się do innych.
Straciły siebie na kilka chwil.
I kilka kolejnych.
Czas biegł szybko.
Biegł łapiąc je za ręce.
Biegły razem z nim.
Biegły razem. Lecz osobno.
Każda zanurzone we własnych myślach.
A w wielu z nich to ta druga grała główną rolę.
Zamykały oczy.
Za chwilę będzie jak dawnej.
Nie było.
Śmiech rozciągał wargi, ale gasł w oczach, kiedy spojrzały na siebie.
Odwracały wzrok.
Nie dzisiaj.
Może jutro.
Może jutro będzie jak dawniej.
Może w piątek, albo w poniedziałek.
Jak dawniej.
Może poniedziałek sprawi, że znowu spojrzą sobie w oczy bez pośpiechu, bez strachu przed zmianami.
Wtorek połączy ich ramiona w uścisku pełnym ulgi.
W środę szczerze się pokłócą. Tak normalnie, do bólu.
W czwartek się pogodzą ,bez przesadnej słodyczy.
Piątek przyniesie  szczery uśmiech, taki na który zwrócą uwagę.
W sobotę siądą przy herbacie i nażrą się jak słonie.
Niedziela. W niedzielę powiedzą: tęskniłam.
A może się rozstaną.
Tak jak rozstają się pasażerowie pociągu, którzy ucięli sobie krótką pogawędkę.
Miło było poznać.
Już więcej się nie zobaczymy.
Nie tak naprawdę.
Nie tak jak dawniej.